Napisz do mnie
Copyright 2005 by Tomasz Danis
>>
>>
>>
Bardzo lubie wiele sportów - zarówno indywidualnych, jak i drużynowych. Myślę, że z powodzeniem mogłem się nazwać np. dobrym ping-pongistą, badmintonistą - w czasach podstawówki i kolonii udawało mi się wygrywać rywalizację z równieśnikami. W którymś momencie - wtedy kiedy dostałem "bęcki" od jednego kolegi trenującego z sukcesami tenis stołowy zrozumiałem, że do poziomu mistrzostwa sportowego jeszcze sporo brakuje.
Myślę, że mógłbym być niezłym piłkarzem lub lekkoatletą, ale pewne wybory, których w wieku lat około 10 (i chyba też brak tradycji sportowych w rodzinie) sprawiły, że "noga" i bieganie pozostały dla mnie jedynie ważnym hobby a nie zawodem.
Dariusz Piersa
(Trener)
Inna wersja sportu, która mnie pasjonowała to ta przed telewizorem. Mistrzostwa Świata w piłce nożnej i igrzyska olimpijskie są dla mnie świętym czasem oglądania i nic wtedy się bardziej nie liczy.
Mecze polskiej reprezentacji to raczej dla mojego pokolenia pasmo cierpień, porażek i ciekawych ale pesymistycznych komentarzy Darka Szpakowskiego - chyba z tego powodu znajdowaliśmy sobie innych idoli od Skrzypaszka i Idzi poprzez Korzeniowskiego, a kończąc na Małyszu - należałoby sobie zadać pytanie: Co w czasach sukcesów pięcioboju nowoczesnego obchodziły nas skoki narciarskie, albo kogo dziś - po zakończeniu kariery przez Korzeniowskiego - obchodzi chód? Polski sport cierpiący na niedostatek sukcesów wynajdował sobie takie niszowe dyscypliny, które później urastały do rangi sportu narodowego - do czasu zakończenia kariery przez jedyną wygrywającą osobę :-)
Potem po wyjeździe na studia - sport stał się dla mnie bardziej indywidualną sprawą. Nauczyłem się jeździć na nartach, rolkach, łyżwach, desce snowboardowej, grać w squasha a ostatnio uległem nawet modzie kitesurfingi. Oprócz tego pewnym warszawskim rytuałem było bieganie z kolegami po Polu Mokotowskim, a w zimne wieczory odnowa biologiczna na Warszawiance. W obu tych przypadkach głównym celem było... "podziwianie natury".
Teraz na studiach mam więcej czasu na sport niż przez ostatnie 8 lat. Z drugiej strony brakuje atmosfery wielkiego poświęcenia i wielkich ambicji. Większość gra zachowawczo, a ja nie odnajduję się w grze "na pół gwizdka".
Od trenera zawsze dostawaliśmy najcenniejszą uwagę przed meczem, że "tamci nic nie grają" - w tym czasie wszyscy zastanawialiśmy się co takiego my gramy, czego może się obawiać przeciwnik. W każdym razie mecz to była wojna i każdy dawał z siebie wszystko.
Ciekawostką może być fakt, że z drużyną piłki ręcznej w województwie wygrywaliśmy wszystko również w piłkę nożną i koszykówkę, co więcej w makroregionie też potrafiliśmy powalczyć. Wniosek z tego chyba tylko jeden - jak się ma 12-14 lat to kondycja, ambicja i wola walki dają nieprawdobodobną przewagę.
Swoje mistrzostwo osiągałem więc przede wszystkim w piłce ręcznej - sporcie, który zaabsorbował mnie na długie 9 lat!
Drużyna, która powstała w trzeciej klasie szkoły podstawowej przetrwała do późnych klas szkoły średniej. Odnosiliśmy sukcesy na arenie ogólnopolskiej, zaliczyliśmy kilka nieprzewidzianych porażek, a przede wszystkim rewelacyjnie się bawiliśmy grając, jeżdżąc na mecze ligowe, obozy kondycyjne i turnieje.
Mimo, że wszystko odbywało się zupełnie amatorsko - sami płaciliśmy za turnieje, obozy, stroje; udawało nam się wygrywać ze wszystkimi w kraju (oczywiście czasami też przegrywaliśmy). Czy stała za tym nasza niepodważalna wiara w zwycięstwo, czy geniusz naszego trenera Dariusza Piersy - nie wiem. Trenowaliśmy na szkolnym boisku (hali z prawdziwego zdarzenia wtedy w Ostrołęce nie było), szukaliśmy gdzie się dało sponsorów, którzy wsparli by nas chociaż trochę, czyli wszystko na wariackich papierach - ale udawało się wygrywać i to było najważniejsze.
Kilka razy wygrywając 30 punktami z jednym zespołem potrafiliśmy przegrać jedną bramką z innym (niedoceniając przeciwnika). Kilka razy dowiedzieliśmy się co to znaczy grać przeciw gospodarzom i co to jest "drukowanie" wyniku. Ile by nie było jednak dramatów na boisku więcej było na pewno momentów sukcesu i radości.
Sport w moim życiu był bez wątpienia najważniejszy. Reprezentował nie tylko rozrywkę, ale odzwierciedlał moje ambicje, plany i marzenia. Zawsze chciałem najszybszciej biegać i najlepiej grać (walory artystyczne nie miały znaczenia - liczyła się skuteczność) . Teraz z perspektywy czasu mogę przypisywać sportowi ogromną rolę edukacyjna i psychospołeczną w moim rozwoju, ale w podstawówce czy szkole średniej znaczenie miała tylko wygrana.
Zespół Piłki Ręcznej
SP 6 / Jantar Ostrołęka
Darek Augustyniak (obrót)
Marek Baczewski (lewe rozegranie)
Konrad Borowy (lewe skrzydło)
Mariusz Ciemniewski (obrót)
Tomek Danis (prawe skrzydło, środek rozegrania)
Wojtek Kwiatkowski (lewe rozegranie, środek rozegrania)
Mariusz Krupa (prawe rozegranie, obrót)
Witek Laskowski (prawe rozegranie, prawe skrzydło)
Tomek Mierzejewski (bramka)
Grzesiek Pieńkosz (prawe skrzydło)
Marcin Roman (środek rozegrania)
Marcin Sienkiewicz (lewe skrzydło, środek rozegrania)
Paweł Ustaszewski
(bramka)
Trener: Dariusz Piersa
Film: "Słodko Gorzki"; Paulina (Anita Werner) i Mat (Rafał Mohr)